Rodzice kontra państwo: kto powinien mieć ostatnie słowo?
Tragiczny przypadek Charliego Garda na nowo rozpala debatę o tym, kto jest najlepiej przygotowany do podejmowania decyzji w imieniu dziecka

Chris Gard i Connie Yates z synem Charlie
- Jak mogli nam to zrobić? – spytała Connie Yates, kiedy dowiedziała się, że Sąd Najwyższy Wielkiej Brytanii nie będzie interweniował aby pozwolić jej nieuleczalnie choremu synowi, Charliemu Gardowi, na eksperymentalne leczenie w USA w celu przedłużenia jego życia.
Wczoraj bitwa prawna Yates i jej partnera Chrisa Garda dobiegła końca, gdy Europejski Trybunał Praw Człowieka (ETPC) odmówił rozpatrzenia ich apelacji. Oznacza to, że Charlie Gard otrzyma teraz jedynie opiekę paliatywną, zgodnie z zaleceniami jego lekarzy.
Opowiadając się po stronie sądów brytyjskich, ostatecznie ETPC odroczony do wyroku w Wielkiej Brytanii , stwierdzając, że „nie [ten] sąd może zastępować właściwe organy krajowe”. Dodał, że nie ma podstaw do kwestionowania ich wniosków, zwracając uwagę na „drobiazgowe i dokładne” prowadzenie sprawy.
Gdy Yates i Gard próbowali pogodzić się z orzeczeniem, jego wynik na nowo rozgorzał gorącą debatę na temat tego, kto powinien mieć ostatnie słowo, jeśli chodzi o dobro dzieci: rodzice czy państwo.
Co mówi prawo?
Wszystkie matki rodzące – a także żonaci lub certyfikowani ojcowie – sprawują władzę rodzicielską nad swoim dzieckiem, umożliwiając im podejmowanie decyzji w jego imieniu. Jednak prawo angielskie stanowi, że dobro dziecka jest „najwyższy” i każda podjęta decyzja musi zatem leżeć w „najlepszym interesie” dziecka.
W przypadku Charliego Garda lekarze uważali, że jego najlepszy interes wymaga godnej śmierci, a nie przedłużania złej jakości życia wynikającej ze śmiertelnej choroby – takiej, w której Charlie nie widzi, nie słyszy, nie płacze ani nie przełyka. Jego rodzice jednak się nie zgodzili. Dla nich jego najlepszy interes wymagał ostatniej próby eksperymentalnego leczenia w USA. Ten konflikt umożliwił sądowi interweniowanie jako ostateczny arbiter.
Rodzice mają prawo człowieka do „życia rodzinnego”, zapisane w Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, ale przypadki potwierdzają, że interes dziecka zawsze będzie nadrzędny.
Tylko dla rodziców i rodziców
Kontrowersyjne jest przekonanie, że to daleki sędzia, a nie kochający rodzice, ma ostatnie słowo na temat tego, jakie działanie leży w najlepszym interesie dziecka.
Przemawiając przed Sądem Najwyższym, Richard Gordon QC – prawnik działający w imieniu Gard and Yates – twierdził, że odpowiedzialność rodzicielska ulega erozji. „Mówimy, że istnieje granica, poza którą państwo nie może po prostu wyjść bez najsilniejszego uzasadnienia” – przekonywał, dodając, że szpital faktycznie „nakazał śmierć dziecka, zanim w przeciwnym razie mogłaby się ona skończyć”.
Wydaje się, że ten argument uderzył w opinię publiczną, ponieważ ponad 83 000 osób przekazało ponad 1,3 miliona funtów, aby pokryć koszty leczenia w USA, donosi Opiekun.
Jeden ze zwolenników rodziny powiedział gazecie: „powinniśmy słuchać rodziców w tym kraju, zamiast patrzeć na nich z góry”. To oni spędzają z dzieckiem cały czas.
Po co więc pozwalać sędziom na interwencję?
Jak na ironię, sędziowie mogą interweniować, ponieważ rodzice są uważani za zbyt bliskich i dlatego są skłonni do podejmowania decyzji opartej na emocjach, a nie obiektywnej.
Podczas przekazywania wyrok Sądu Najwyższego , argumentowała Lady Hale „[To] oddani rodzice, którzy desperacko szukają wszelkich możliwych sposobów zachowania życia ich ciężko chorego, ale bardzo kochanego synka. Jako rodzice wszyscy chcielibyśmy zrobić to samo… jednak jako sędziowie, a nie jako rodzice, interesuje nas tylko sytuacja prawna [i] jesteśmy zobowiązani do zaakceptowania ustaleń faktycznych sędziego procesowego… że dalej leczenie byłoby daremne.
Działając dla szpitala Great Ormond Street, gdzie Charlie jest objęty opieką, Katie Gollop QC argumentowała, że podczas gdy rodzice desperacko starają się, aby nic nie zostało zrobione, każde dziecko musi mieć „głos”.
W sprawie Gard oznaczało to przypisanie wagi kuratorowi sądowemu, który zgodził się ze szpitalem, że wysłanie Charliego do USA było sprzeczne z jego najlepszym interesem.
Gollop sprzeciwiał się sytuacji, w której „rodzice są uważani za […] jedyny i jedyny wyznacznik tego, co może się wydarzyć. [To] niebezpieczne i to potęga bez końca – dodała.
Czy obie strony mają równy głos?
Pisanie w Opiekun , Anne Perkins twierdzi, że tam, gdzie sąd musi interweniować – a sędzia ma za zadanie wysłuchać sprzecznych opinii na temat tego, jaki sposób postępowania leży w najlepszym interesie dziecka – słuszne jest jedynie, aby poglądy wszystkich stron były odpowiednio reprezentowane.
Jest zatem „nadzwyczajne”, argumentuje, że Yates i Gard musieli polegać na dobrej woli prawników – para była reprezentowana na zasadzie pro bono, ponieważ nie kwalifikowała się do pomocy prawnej. To odzwierciedla opinię sędziego procesowego, który określił to jako „niezwykłą” decyzję o finansowaniu, biorąc pod uwagę szanse.
Perkins twierdzi, że legalne finansowanie musi stać się bardziej dostępne, w przeciwnym razie „państwo zaburza równowagę sprawiedliwości we własnym interesie”.
Ciągły dylemat
Interwencja sądu w sprawie Charliego Garda jest następstwem szeregu innych głośnych spraw, w tym śmierci „ Dziecko OT ”, którego wentylator został wyłączony w 2009 roku po długiej batalii prawnej prowadzonej przez jego rodziców, a los bliźniąt syjamskich Mary i Jodie , którego rozstanie w 2002 roku świadomie spowodowało śmierć Maryi.
Wynik w tych przypadkach różni się od wyniku Charlotte Wyatt. Jej rodzice skutecznie walczyli z zakazem reanimacji, dzięki czemu Charlotte przeżyła prognozy lekarzy o kilka lat. Cytowana przez Yatesa i Garda historia ukazuje etyczne dylematy stojące przed sądami.
Wraz z postępem medycyny, który ułatwia przedłużanie życia, wydaje się, że nie ma łatwych odpowiedzi na te dylematy. Rolą prawa jest uregulowanie nie do pozazdroszczenia wyboru rodziców między śmiercią dziecka a jego ciągłym cierpieniem.