Urzekające Belize: wyjątkowe przygody w Ameryce Środkowej
Ruiny Majów, górskie dżungle i morskie eskapady obfitują w ten fascynujący anglojęzyczny zakątek Półwyspu Jukatan

Szybuję nad zalanymi słońcem lagunami północno-wschodniego Belize w samolocie nośnym tak małym, że kiedy pilot pochyla się, moje kolana są zmiażdżone za nim. Nie sądziłem, że to możliwe, ale to jeden z najbardziej melancholijnych momentów mojego czasu w tej pracy.
Gdy wody przepływają w dole, przerywane jedynie od czasu do czasu krzaczastymi ławicami lub drewnianą łodzią rybacką, mój nastrój jeszcze się pogarsza, ponieważ z każdym mijanym punktem orientacyjnym nasz samolot zbliża się do międzynarodowego lotniska w Belize. Tam wejdę na pokład samolotu z przesiadką z powrotem do Wielkiej Brytanii.
Wracamy do domu po tygodniu zwiedzania każdego zakątka tego zdumiewającego, wyjątkowego kraju i zanim wcisnąłem się w lot Tropic Air, widziałem już wystarczająco dużo zdumiewających widoków, zjadłem dość wysublimowanego jedzenia i spotkałem wystarczająco dużo naprawdę wspaniałych ludzi że nigdy nie chcę odejść.

Osiem dni wcześniej wysadziliśmy nasz lot Delta z Atlanty na pas startowy na tym samym lotnisku, wzdychając z ekstazy z powodu niezwykłego upału, który nas przywitał. Po zabraniu do minivana ruszyliśmy w drogę i skierowaliśmy się do naszego pierwszego przystanku – Ka’ana Resort – po przeciwnej stronie kraju, głęboko w lesie deszczowym przy granicy z Gwatemalą.
Mijaliśmy wielokolorowe wioski i zalesione wzgórza o głębokiej, intensywnej zieleni, a otaczająca dżungla z każdą milą stawała się coraz bardziej gęsta. W miarę jak oznaki ludzkiego życia stawały się coraz rzadsze, a odstępy między miastami stawały się coraz dłuższe, widok rzeźb skalnych Majów o granitowej szczęce i owadzich oczach, pozostawionych do kruszenia się, stawał się coraz bardziej uderzający.

Głęboko na Jukatanie wyczuwalne było poczucie, że wkraczamy na terytorium całkowicie nieznane zewnętrznym osadnikom jeszcze przed wiekami. Było mniej podobne do miasta duchów niż całego półwyspu duchów, gdzie spotkanie twarzą w twarz z namacalnymi pozostałościami Imperium Majów było jednocześnie zapierające dech w piersiach, poruszające i bardziej niż trochę upiorne.
Tuż na południe od cichego miasteczka San Ignacio, w którym się zatrzymaliśmy, wjechaliśmy na podjazd do ośrodka Ka’ana Resort, którego nazwa wywodzi się od Majów oznaczającego niebiańskie miejsce. Zaledwie milę lub dwie od terytorium Gwatemali, Ka’ana to luksusowy ośrodek z 17 pokojami oferujący odosobnienie, z którym niewiele innych hoteli mogłoby dorównać. Miejsce to jest otoczone ze wszystkich stron kilometrami gęstej, nieprzeniknionej dżungli, z której dobiegały tylko słabe odgłosy wyjców.

Ka’ana to rozległy kompleks willi, połączonych brukowanymi ścieżkami wijącymi się między stumetrowymi drzewami, na których widnieją romantyczne dwuosobowe huśtawki. Przepięknie bujne kompozycje kwiatowe otaczały chodniki, a moja prywatna willa była cudownie rustykalną sypialnią z wysokim sufitem, usianą drewnianymi ozdobami.
Pod wirującymi wentylatorami pod sufitem stało moje gigantyczne łóżko, otoczone wysokim wezgłowiem z krytego strzechą drewna i jasnobeżowymi ścianami, aby przeciwdziałać gęstej roślinności blokującej większość światła słonecznego na zewnątrz. Łazienki są przestronne, z dużymi kabinami prysznicowymi i gamą kwiatowych, naturalnych szamponów.

Po popołudniu spędzonym we wspólnym basenie – od czasu do czasu wychodząc, by skorzystać z telefonu umieszczonego w pobliżu wyłącznie w celu zamówienia szeregu egzotycznych koktajli – wstaliśmy następnego ranka i udaliśmy się do znajdującej się na miejscu restauracji La Ceiba.
Tam odkryłem głęboki i ognisty szacunek, jaki ludzie tego kraju mają dla ostrego sosu. Śniadanie? Obiad? Obiad? Popołudniowa herbata? Oczekuj, że każdy posiłek będzie prezentowany z różnymi żywymi, czerwonymi gorącymi sosami, którymi można go zanurzyć, w tym moim belizeańskim burrito śniadaniowym nadziewanym chorizo i jajecznicą.
Po pożegnaniu z Ka’aną byliśmy raczej zszokowani, gdy powiedziano nam, że nasz gigantyczny minibus, sam w sobie przypominający mały cywilny czołg, nie był wystarczająco wytrzymały, by zabrać się w całodzienną podróż do celu naszej wycieczki. Zamiast tego przekradliśmy się na zewnątrz, aby odkryć ośmiomiejscową ciężarówkę monster truck, która przetransportuje nas do starożytnych ruin Majów w Caracol.
Zaszokowani od wczorajszych koktajli przy basenie i – przynajmniej w moim przypadku – wciąż obficie pocąc się od sosu Marie Sharp z Comatose Heat Level, wdrapaliśmy się na fotele i spędziliśmy kolejne trzy godziny przemierzając dżunglę Belize na polnej ścieżce, udając głównego przejście. W końcu wysiedliśmy z pojazdu i spojrzeliśmy na jeden z najbardziej niezwykłych widoków, jakie kiedykolwiek widziałem; ruiny Caracol.

Nasza wiedza o powstaniu, istnieniu i zniszczeniu Caracol jest pełna luk. Największe miasto Majów, jakie kiedykolwiek odkryto w Belize – znacznie większe niż bardziej znany kompleks Tikal w sąsiedniej Gwatemali – Caracol to rozległy kompleks o powierzchni 2000 km² złożony z ogromnych świątyń schodkowych i innych kanciastych budynków, niektóre uderzająco nieskazitelne, niektóre rozpadające się w pył, a inne ledwo widoczne z tyłu pełzające winorośle i chwasty.
Uważany za ponad 3000 lat i pozostawiony przez wieki prawie całkowicie nietknięty, dotarliśmy do stóp monumentalnego Caana (Podniebnego Pałacu), który wznosi się wysoko nad innymi świątyniami w kompleksie, i z podziwem wpatrywaliśmy się w kolosalne schody, które leżały wcześniej nas.
Nie było tu żadnych kiosków turystycznych, trzaskających migawek i ledwie jednej osoby w zasięgu wzroku, z wyjątkiem uzbrojonych strażników na szczytach każdej świątyni. I tak, jako jedyni ludzie w całym mieście, wyszliśmy, by wspiąć się po wysokich do kolan schodach, z których starożytni królowie zwracali się do swoich poddanych, i po których poćwiartowane ciała kiedyś spadły, a krew spłynęła gęsto.

Ze szczytu widoki na otaczający rezerwat leśny Chiquibul są oszałamiające, z koronami drzew rozciągającymi się aż po horyzont pod oślepiającym słońcem, które zanurza się i znika z chmur. Wędrowaliśmy alejami, które niegdyś łączyły te potężne budowle, nie spiesząc się, aby ponownie wyobrazić sobie widmo śmierci i zniszczenia, które wisi nad osadą w postaci masowych grobów, zakurzonych grobowców i stel Majów.
Caracol nie jest jakimś sugestywnym zaginionym miastem złota, na które natknęli się konkwistadorzy z XVI wieku, ale w rzeczywistości zostało odkryte pod kilkoma kopcami błota w 1937 roku. Strona; znacznie więcej świątyń i sanktuariów leży tuż pod ziemią, a wraz z nimi tajemnice, które mogą pomóc nam lepiej zrozumieć tę zrujnowaną cytadelę.

Po obejrzeniu ruin przez kolejne cztery godziny dygotaliśmy i przedzieraliśmy się przez dzikie belizyjskie pustkowia, zatrzymując się w spektakularnej jaskini Rio Frio i kompleksie wodospadów Rio On Pools, gdzie kąpiel w umiarkowanej wodzie jest koniecznością.
Zanim dotarliśmy do Naia Resort and Spa na smukłym, wysadzanym palmami półwyspie Placencia na karaibskim wybrzeżu tego kraju, ciemność tak całkowicie spowiła okolicę - a zmęczenie tak wszechstronnie ogarnęło naszą grupę - że nie miałem innego wyjścia, jak zadzwonić za wózek golfowy na miejscu, który zawiezie mnie z recepcji prosto do mojej prywatnej willi.

Obudziłem się następnego ranka z niezwykłym odkryciem; Ultranowoczesny apartament w willi wyposażony w łóżko typu super king-size, telewizor Smart TV, aneks kuchenny, dwuosobową wannę i szklane drzwi, a wszystko to ułożone pod przestronnym, przepastnym sufitem. Ale opór stał się oczywisty, gdy spojrzałem za siebie, aby zobaczyć swój osobisty prysznic wodospadu na prywatnym, zacisznym dziedzińcu przez Naturalny Oczyszczające doświadczenie uzupełnione przez kojące poranki wybrzeża Belizean.

Po skorzystaniu z ziaren kawy Belizean dostarczonych przez ośrodek do prawdopodobnie najlepszej hotelowej kawy w pokoju, jaką kiedykolwiek piłem, rozsunąłem zasłony od podłogi do sufitu, by odkryć, że zaledwie kilka metrów spieczonego słońcem złotego piasku oddzieliło mnie od chlupoczących fal Morza Karaibskiego. Krótki spacer po plaży skąpanej w porannym słońcu zaprowadził mnie do całkowicie otwartej restauracji, gdzie pokaźna porcja huevos rancheros została poczęstowana kolejną porcją wędzonego ostrego sosu habanero.
Z wyprostowanymi żołądkami udaliśmy się do pobliskiego rezerwatu leśnego Cockscomb Basin na dzień intensywnej wędrówki – w rezerwacie dostępne są inne łatwiejsze opcje – w którym wspinaliśmy się na gęsto zalesione szczyty górskie po obu stronach kąpieli w naturalnym basenie skalnym na Podwójny wodospad Tiger Fern, po czym wrócisz do hotelu na pełen akcji pokaz tradycyjnego bębnienia i tańca garifuny, który towarzyszy kolacji ze świeżych, lokalnie złowionych ryb.

Mając zaledwie dwa dni do naszego odlotu z tego magicznego kraju, polecieliśmy na północ samolotem Tropic Air, podskakując w górę meandrującego wybrzeża kraju z przystankami co około pięć minut, zanim dotarliśmy do naszego ostatecznego miejsca docelowego; Caye Caulker. Mała wyspa stała się rajem dla wczasowiczów z całego świata dzięki niezwykłym owocom morza, witającym mieszkańców i wyluzowanej atmosferze.
Ze zdumieniem patrzyłem z naszej taksówki z wózkiem golfowym, gdy przemierzaliśmy wyspę z lotniska do naszego hotelu; jeśli gęste dżungle na kontynencie wydawały się być światem z dala od mojego domu w Europie, Caye Caulker czuła się jak kolejny świat z dala od reszty Belize. Zniknęły ruiny Majów, wypełnione jaguarami rezerwaty dzikiej przyrody i rdzennych Hiszpanów kultura Mestizo, a na ich miejscu pojawiło się coś bardziej karaibskiego - świat hamaków, palm, lśniącej turkusowej wody.
Na brzegu znajdowały się chaty sprzedające koktajle z rumem, muszle i lokalnie produkowane ubrania, a ich sprzedawcy komunikowali się głośno w złożonym kreolskim Belize, który można było usłyszeć we wszystkich zakątkach tego wąskiego pasa piaszczystych koralowców w oceanie.

Naszym domem na ostatni odcinek naszej podróży będzie Iguana Reef Inn na dalekiej północy wyspy; tańszy wybór niż kurorty na kontynencie, ale nie mniej przyjemny, wygodny i ekscytujący.
W ośrodku znajduje się duży wspólny basen i spektakularny taras z widokiem na ocean, na którym znajduje się bar, leżaki i palapas - drewniane chaty kryte strzechą oferujące wytchnienie od najsurowszego słońca, jakiego do tej pory doświadczyliśmy w Belize. Korzystając z happy hour późnym popołudniem, gdy słońce chyliło się ku horyzoncie, usiedliśmy na skraju tarasu z naszymi piwami Belikin i zerkaliśmy na tętniące życiem tropikalne ryby, wyglądające na obce wodorosty, a nawet od czasu do czasu płaszczki.
Następnego ranka przeszliśmy dwie minuty ze wschodniego wybrzeża wyspy na zachód, aby złapać katamaran z Raggamuffin Wycieczki , którzy mieli zabrać nas na jednodniową żeglugę, aby spróbować jednych z najlepszych możliwości snurkowania na półkuli zachodniej. Płytkie tak zwanej rafy koralowej Belize są krystalicznie czyste i pełne dzikich zwierząt, od mikroskopijnych krabów po manaty wielkości samochodów. Bardziej doświadczeni nurkowie z grupy zanurkowali od razu, podczas gdy inni zostali poinstruowani przez zespół Raggamuffin, zanim wpadli do wody tylko po to, by natychmiast stanąć twarzą w twarz z żółwiem karetta pasącym się na dnie morskim.

Szybowaliśmy po płyciznach goniąc manaty i przekraczając ścieżki z promieniami orlika, przytłoczeni samą liczbą zwierząt w okolicy, zanim:
Pan! Proszę, zostań z tyłu, bo inaczej uderzysz jednego z naszych rekinów!
Rzadko zdarzają się okrzyki, które przełączają przełącznik w twoim mózgu i całkowicie wyrywają cię z chwili, ale to był jeden z nich. Zaskoczony spojrzałem przez turkusową wodę na naszego przewodnika siedzącego na brzegu naszej łodzi – a mężczyzna siedział obok niego, wypuszczając do wody wiadro z odciętymi rybimi łbami – i odpowiedziałem niesłyszalnym bełkotem przez fajkę, co miało na celu reprezentować mnie pytając co?.
Nagle rój gorączkowo podekscytowanych rekinów pielęgniarek otoczył mnie i innych w naszej grupie, wirując wokół nas i skubiąc jedzenie, ledwo rejestrując naszą obecność. Mogliśmy je pogłaskać, nakarmić i poświęcić chwilę na wchłonięcie tego dziwnego, pięknego spektaklu.

Nastrój w naszej grupie, która następnego dnia siedziała w hali odlotów międzynarodowego lotniska w Belize, był uroczysty. Wszyscy byliśmy całkowicie zachwyceni widokami i dźwiękami Belize, kraju, w którym po prostu minął cały tydzień.
Perspektywa powrotu do domu była naprawdę przygnębiająca. Ale wkrótce po starcie nasz samolot wykonał szeroki obrót o 180 stopni, kierując się na północny wschód, oferując mi ostatnią panoramę Belize, od błękitnych oceanów pod nami do górskich szczytów na jego zachodniej granicy.
Przez krótką chwilę miałam nieoczekiwaną i doskonałą okazję pożegnać się z krajem, którego nie zapomnę w pośpiechu.

Aby uzyskać więcej informacji o Belize, odwiedź: TravelBelize.org
Ceny za Naia Resort & Spa zaczynają się od 325 USD.
Pokoje standardowe (Apartament Balam) w Ośrodek Ka’ana zaczynają się od 299 USD przed opodatkowaniem. Podana cena obejmuje śniadanie kontynentalne i dotyczy podwójnego obłożenia.
Stawki za Rafa Iguany zaczynają się od 179 USD - 489 USD + 9% podatku hotelowego za noc.
Aby uzyskać więcej informacji na temat Cockscomb Basin Wildlife Sanctuary, kliknij tutaj .
Aby uzyskać więcej informacji na temat Wypraw Yute (Transfery i Wycieczki) kliknij tutaj .
Aby uzyskać więcej informacji na temat Ajaw Chocolate & Crafts (wycieczka po czekoladach - 12,00 USD za osobę) kliknij tutaj .