Rosnący globalny dług: co to oznacza dla inwestorów?
Jak za to wszystko płacimy? A jak inwestorzy powinni poruszać się w tej sytuacji?

Po globalnym kryzysie finansowym z lat 2008/9 pojawił się nowy konsensus, że dług jest zły. Konsumenci zaczęli ograniczać dług – proces znany jako delewarowanie – a firmy miały uporządkować swoje bilanse. Jednak w ciągu zaledwie kilku lat było oczywiste, że delewarowanie nie przebiega zgodnie z planem.
Na przykład w 2015 roku firma konsultingowa McKinsey wydała artykuł pt Zadłużenie i (niewielkie) delewarowanie . Badacze firmy odkryli, że globalne zadłużenie wzrosło o 57 bilionów dolarów… żadna duża gospodarka nie zmniejszyła swojego wskaźnika zadłużenia do PKB od 2007 roku. Wysoki dług publiczny w gospodarkach rozwiniętych, rosnące zadłużenie gospodarstw domowych i szybki wzrost zadłużenia Chin to obszary potencjalnych obaw.
Stos długów po prostu rośnie
Przenieśmy się do 2019 roku i nawet ostrożne banki centralne biły na alarm. W swoim rocznym raporcie BIS – główna organizacja reprezentująca banki centralne – ostrzegał, że jednym z wyraźnych sygnałów przegrzania w światowej gospodarce jest poziom niespłaconych kredytów udzielonych ryzykownym firmom. Raport stwierdza, że ogólny krajobraz to gospodarka globalna, która nie była w stanie odrzucić swojego modelu wzrostu zależnego od zadłużenia. Rzeczywiście, zagregowany dług (publiczny plus prywatny) w relacji do PKB, podczas gdy utrzymywał się na stałym poziomie w ubiegłym roku, jest znacznie wyższy niż przed kryzysem… gdyby globalna gospodarka w którymś momencie zwolniła, trudno nie wyobrazić sobie, że zadłużenie jeszcze bardziej wzrosłoby.
Konsultanci McKinsey wrócili do walki, obserwując w innym artykule: Czy nadchodzi kalkulacja dźwigni finansowej? – że całkowite zadłużenie przedsiębiorstw w Stanach Zjednoczonych wzrosło z 2,3 biliona dolarów w 2008 roku do 5,2 biliona dolarów w 2018 roku, podczas gdy firmy były bardziej zadłużone w stosunku do swojej rentowności niż w jakimkolwiek momencie od 2008 roku.
Następnie, w pierwszych miesiącach 2020 r., pojawił się koronawirus. W rezultacie zaciągnęliśmy jeszcze większe zadłużenie, a banki centralne na całym świecie – w szczególności w USA – uruchamiając nadzwyczajne pakiety pożyczkowe, z jeszcze bardziej radykalną interwencją niż widzieliśmy w 2009 roku.
Grupa badawcza Cross Border Capital z siedzibą w Londynie śledzi globalną płynność, koncentrując się na polityce pieniężnej banku centralnego. Już na początku kwietnia raportował ogromny wzrost bilansów banków centralnych – zobowiązania do awaryjnego finansowania przez bank centralny wzrosły do zastrzyków w wysokości 6,5 bln USD, zwiększając bilanse światowego banku centralnego o 32% i reprezentując 8,2% światowego PKB.
Rządy same wypisują czeki
Rezerwa Federalna w USA, Bank Anglii, a nawet Europejski Bank Centralny angażują się teraz w ogromne programy skupu obligacji rządowych, aby pomóc finansować gwałtownie rosnące wydatki państwa. Na przykład w połowie maja BBC poinformowało, że środki związane z koronawirusem mogą kosztować nawet 298 miliardów funtów tylko w tym roku finansowym. W ubiegłym roku rząd pożyczył łącznie 55 miliardów funtów, ale w samym kwietniu 2020 pożyczył 62,1 miliarda funtów.
Dobrą wiadomością jest to, że dzięki obietnicy wsparcia banku centralnego nie brakuje popytu na ten dług. W połowie maja brytyjskie biuro zarządzania długiem poinformowało o rekordowych ilościach zamówień na brytyjskie obligacje rządowe (złoty). Otrzymano zamówienia o wartości około 53 miliardów funtów na 2061 loszek z Wielkiej Brytanii o wartości 7 miliardów funtów (które mają zostać spłacone za 41 lat). Wyemitowano również loszki o ujemnych zyskach (tj. tam, gdzie popyt jest tak wysoki, że inwestorzy faktycznie płacą rządowi za pożyczenie jej, a nie na odwrót).
Co ta globalna powódź zadłużenia oznacza dla inwestorów? To dopiero początek, ale możemy zaryzykować pewne domysły. Z drugiej strony, przy rentowności obligacji i głównych stóp procentowych banków centralnych bliskich zeru, koszt obsługi tego długu jest niski. To może zachęcić rządy do jeszcze większego zaciągania pożyczek i wydatków, które chcą rozpocząć odbudowę po wybuchu epidemii.
Ale ta góra zadłużenia nie zniknie w najbliższym czasie – a to z kolei może zachęcić bankierów centralnych do utrzymywania stóp procentowych w pobliżu zera na dłużej. Co ważniejsze, banki centralne i rządy mogą również chcieć pogodzić się z wyższym poziomem inflacji w przypadku każdego ożywienia, aby w dłuższej perspektywie pochłonąć realną wartość tego długu.
Chęć zaakceptowania wyższej inflacji – powiedzmy powyżej przedziału od 2% do 4% – może spowodować większą zmienność na rynkach walutowych, przy czym waluty o wyższej inflacji będą z czasem słabnąć, co zwiększy wartość zagranicznych akcji posiadanych przez lokalnych inwestorów. Aktywa rzeczowe – od złota po nieruchomości i infrastrukturę – mogą również skorzystać na tym bardziej liberalnym środowisku inflacyjnym, szczególnie jeśli inwestorzy zaczną się martwić, że stopy inflacji wymykają się spod kontroli w scenariuszu hiperinflacyjnym w stylu Zimbabwe lub Republiki Weimarskiej. Bez względu na wynik, nie miej złudzeń – wciąż żyjemy w epoce szczytowej dźwigni, a inwestorzy powinni się odpowiednio zabezpieczyć.