Fucina: włoska klasyka z przestrzenią do zabłyśnięcia
Najnowsze otwarcie Marylebone działa cuda dzięki dobrze pozyskiwanym organicznym składnikom

Kuchnia włoska, prawdopodobnie najczęściej stosowana i nadużywana na świecie, może wpaść w pułapkę nawet najbardziej kreatywnego szefa kuchni. W rzeczywistości to kreatywni ludzie padają płasko na twarz, bawiąc się klasykami uważanymi za zbyt znajome, by pozostawić je bez niepokoju, a jednocześnie uważając je za odporne na modne wymyślanie na nowo. Nikt nie potrzebuje zdekonstruowanego spagbola.
Na szczęście Stefano Stecca wie, kiedy przestać wymyślać. Jako szef kuchni w Fucina, nowo przybyłej w Marylebone, stworzył menu, które jest zarówno proste, jak i intrygujące.
Proste, ponieważ każde danie składa się z zaledwie kilku składników, organicznych i pochodzących z Włoch oraz intrygujących w sposobie ich połączenia. Oprócz rzeczy, których można się spodziewać, takich jak szpinak i ricotta tortellini w sosie orzechowym, zdecydowanie nie należy tego robić, jak pizza z pieczoną wieprzowiną, grillowaną białą brzoskwinią i białą truflą.
Ceny są równie eklektyczne. Ogranicz się do kilku crostini, makaronu lub pizzy i jednego z wielu win dostępnych na kieliszki, a wyjdziesz za mniej niż 30 funtów za sztukę. Zafunduj sobie, a możesz zapłacić trzy razy więcej.

I choć menu nie wymusza dekadencji, to z pewnością prowadzi w jego ogólnym kierunku. Ogromny stek T-bone, ważący dwa funty i ugotowany na palenisku opalanym drewnem, od którego wzięła się nazwa restauracji, jest głęboko, satysfakcjonująco zadymiony. Podziel się nim między dwie lub trzy osoby i ciężko pracuje za cenę 80 funtów.
Mniejsze, bardziej ekonomiczne dania przygotowywane są z nie mniejszą starannością. Porcja paccheri cinghaile, twoja za 14,50 funtów, łączy w sobie świeży, ręcznie zwijany makaron z ziemistym, soczystym ragu z dzika. Inne smakołyki w przedziale poniżej 15 funtów to łopatka wieprzowa maiale nero i bażant z polentą i kasztanami.
Menu będzie się zmieniać wraz z porami roku, ale jesień dobrze się ubiera. Podobnie jak sama restauracja: parter jest oddzielony od ulicy bursztynowym i butelkowozielonym szklanym ekranem, a strop z terakoty opada i zakrzywia się jak dach rzymskiego pieca.
Prawdziwe piece znajdują się na dole, na końcu schodów, które wiodą przez piwnicę z winami i za małą prywatną jadalnią, w której pojedynczy długi stół jest osłonięty od podłogi do sufitu przed ciepłem i dymem z paleniska. ściana ze szkła. Również na dole, równie dramatyczne, są łazienki. Odziane w polerowany czarny marmur są tak ciemne i ciche jak obelisk z 2001: A Space Odyssey. Właściwie dość trudno jest znaleźć klamkę.
Ale jeśli restaurator odczuwa potrzebę wyrażania siebie, o wiele lepiej, żeby zostawił jedzenie w spokoju i zamiast tego puścił w toalecie.
Forge, 26 Paddington Street, Londyn W1