Czy Google zasługuje na wysoką grzywnę?
Krytycy twierdzą, że rekordowa opłata w wysokości 2,4 mld euro jest motywowana polityką, a nie zachowaniem antykonkurencyjnym

Komisarz ds. Konkurencji Margrethe Vestager
Emmanuel Dunand, AFP
Grzywna w wysokości 2,4 miliarda euro (2,1 miliarda funtów) przekazana wczoraj Google oznacza, że Komisja Europejska „ustanowiła znacznik”, mówi Czasy irlandzkie .
Inne, takie jak Czasy finansowe , użyj analogii do wojny: twierdzą, że europejscy regulatorzy kreślą linie frontu nie tylko z Google, ale z szerszym sektorem technologicznym USA, który dominuje w Internecie i mediach społecznościowych.
Kara jest z pewnością stwierdzeniem samym w sobie – jest warta więcej niż suma 2,2 miliarda euro (2 miliardy funtów), która została przekazana Microsoftowi w czterech grzywnach w ciągu dekady.
To również ponad dwukrotnie więcej niż 1,1 mld euro (970 mln funtów) grzywny dla Intela w 2009 r., poprzedni najwyższy.
Ale to precedens, który ustanawia, jest prawdopodobnie bardziej interesujący, biorąc pod uwagę łatwość, z jaką Google może sobie pozwolić na grzywnę, ponieważ obejmuje tylko trzy procent rezerw gotówkowych swojej firmy macierzystej, Alphabet.
Jako pierwsze tego rodzaju orzeczenie, sprawa jest punktem zwrotnym, który, jeśli werdykt zostanie utrzymany, może oznaczać poważne kłopoty dla innych wielkich amerykańskich gigantów technologicznych, Facebooka i Amazona.
Niezasłużona kara
Mimo to FT twierdzi, że Google „przegrał bitwę, na którą prawdopodobnie zasłużył”.
Mówi się, że problem polega na tym, że krajobraz cyfrowego świata, kiedy wszczęto śledztwo w 2010 roku, jest tak fundamentalnie zmieniony, że skarga tutaj nie ma znaczenia.
Ta skarga została po raz pierwszy wniesiona przez brytyjską parę, Adama i Shivauna Raffów, którzy zwrócili się do Komisji Europejskiej w 2009 roku po tym, jak ich raczkująca porównywarka zakupów, Foundem, została zdegradowana w wynikach wyszukiwania Google.
Ponowne uruchomienie upadającej usługi zakupów Google Froogle jako Zakupy Google w 2008 r. zaowocowało dodaniem nowego pola promującego firmę na górze stron wyników wyszukiwania zakupów. Codzienny Telegraf .
Google odpowiada za 90 procent aktywności związanej z wyszukiwaniem – a 95 procent „kliknięć” w wynikach wyszukiwania dotyczy pierwszej strony linków, z czego 35 procent dotyczy linku górnego.
Jednak sposób, w jaki ludzie robią zakupy online, zmienił się od 2010 r. i większość wyszukiwań zakupów „z zamiarem zakupu” jest teraz przeprowadzana na Amazon, mówi Telegraf .
Istnieje również większa konkurencja w zakresie porównywarek, która nie opiera się na odesłaniu z wyszukiwarki.
„Podsumowując: czy Google wycisnął życie z pewnej klasy firmy? Bardzo możliwe. Czy w ten sposób ucierpiała konkurencja? Prawdopodobnie niewiele”, mówi FT.
Gra w politykę
Jeśli to dochodzenie wydaje się być kierowane tylko na „ zawiły zakątek e-commerce Niektórzy twierdzą, że to nie ma większego znaczenia, ponieważ UE gra w politykę.
„Amerykańska dominacja konsumenckiego internetu od dawna kłóciła się z politykami UE, a twierdzenia, że Vestager motywuje zazdrość ekonomiczna, były forsowane przez lobbystów technologicznych i polityków amerykańskich” – mówi Telegraph.
W tym przypadku, po tym, jak władze USA umorzyły dochodzenie w sprawie podobnych praktyk w 2013 roku, wydaje się, że w 2014 roku firma „podała sobie ręce” w sprawie umowy z ówczesnym unijnym regulatorem konkurencji Joaquinem Almunią.
Ale z drugiej strony, jak czytamy w gazecie, rewelacje Edwarda Snowdena wplątały się w firmy technologiczne i „zmieniły nastroje”.
Przejęła nową komisję konkursową, kierowaną przez Duńczyk Margrethe Vestager, i zasygnalizowano nowe, trudne podejście. Google stoi przed dwoma dodatkowymi dochodzeniami i miały miejsce dochodzenia w sprawie umów podatkowych dla takich firm jak Apple i Amazon.
'Tylko wojna
Pisząc w Telegraph, Christopher Williams mówi, że „wielu zapomina… że jeszcze kilka lat temu Microsoft był jedną z głównych sił stojących za skargami na Google”.
Jeśli chodzi o szerszą walkę, FT mówi: „Google przegrał bitwę, na którą prawdopodobnie zasłużył, aby wygrać… [ale] to nie znaczy, że zasłuży na zwycięstwo w nadchodzących bitwach lub że wojna jest niesprawiedliwa”.
„Filozoficznie i praktycznie decyzja Vestager jest wczesnym, ale znaczącym krokiem w kierunku oznaczenia głównego produktu firmy naturalnym monopolem, który może wymagać długoterminowej regulacji” – dodaje Williams.
Problem polega na tym, że chociaż Google jest firmą prywatną, jest również tak dominujący, że nadawanie priorytetu własnym usługom może osłabiać konkurencję w ogólnym i szkodliwym sensie.
Pomyśl o National Grid lub Openreach firmy BT, dwóch prywatnych firmach, które kontrolują skuteczne dostarczanie monopoli w zakresie infrastruktury elektrycznej i szerokopasmowej, a zatem są bardzo ściśle regulowane.
Istnieją również szersze implikacje dla Amazona, który ma dominującą pozycję na wielu rynkach i szerzej w e-commerce, a także dla Facebooka, giganta mediów społecznościowych, który rozgałęzia się na sprzedaż peer-to-peer i usługi finansowe.
Koniec gry
Więc gdzie to wszystko się kończy?
Google został poproszony o naprawienie problemów w ciągu trzech miesięcy. Rozwiązanie pozostawiono całkowicie według własnego uznania, przy czym można sobie wyobrazić szeroki margines niespełnienia żądań komisji.
Jeśli jest to pierwszy strzał w przedłużającej się wojnie przeciwko cyfrowej dominacji kilku dużych firm, może to ostatecznie skończyć się oddzieleniem części firm, podobnie jak Openreach jest oddzielany od głównego biznesu BT.
W przypadku Google Williams spekuluje, że może to ostatecznie doprowadzić do oddzielenia sprzedaży reklam online od monopolistycznego dostawcy wyszukiwania.
„Jest to odległe zagrożenie i tak drastyczne działanie wymagałoby dowodów nadużycia monopolu na wielką skalę, ale armia prawników i lobbystów Google'a martwi się tym na dłuższą metę”.
Jej wybór w krótkim okresie polega na tym, czy spróbować uniknąć tego wyniku, odwołując się od decyzji – potencjalnie opóźniając ostateczny werdykt o lata – i broniąc części jej biznesu, która nie będzie dużym wyznacznikiem jej przyszłego sukcesu.
Alternatywą jest „podnieść ręce do góry, zapłacić grzywnę, dokonać niezbędnych zmian w swoich produktach, a następnie zbadać, jak to się tutaj skończyło, aby uniknąć powtórki”.
Tak czy inaczej, trudno uwierzyć, że będzie to ostatnia potyczka Google z UE – albo że ucieknie bez zmian w swojej działalności.