Siedem powodów, dla których ludzie mówią „Je ne suis pas Charlie”
Gwiazdy Hollywood wśród milionów mówią „Je suis Charlie”, ale niektórzy czują się niekomfortowo z tym memem

Obrazy AFP/Getty
Atak terrorystyczny na magazyn satyryczny z zeszłego tygodnia Charlie Hebdo w Paryżu zainspirował miliony ludzi do ogłoszenia „Je suis Charlie”. Mem rozprzestrzenił się w mediach społecznościowych i pojawił się na znakach trzymanych przez demonstrantów na całym świecie. To było wykrzykiwane, gdy miliony zebrały się we Francji w niedzielę w jedności z ofiarami i było widoczne na odznakach celebrytów na Złotych Globach.
Ale niektórzy ludzie mówią teraz „Je ne suis pas Charlie”. Oto ich powody, dla których...
Myślenie grupowe utrudnia wyrażanie niuansów
Pisanie w Opiekun Roxane Gay mówi, że jednoznacznie wierzy w wolność słowa, ale osobiście uważa, że niektóre prace Charlie Hebdo są niesmaczne. „Morderstwo nie jest akceptowalną konsekwencją niczego”, mówi. „Ale wyrażanie obrazy urazy na sposób, w jaki satyra, taka jak Charlie Hebdo, charakteryzuje coś, co jest dla ciebie drogie – jak twoja wiara, osobowość, płeć, seksualność, rasa lub pochodzenie etniczne” jest również korzystaniem z wolności wypowiedzi. Gay ostrzega, że żądania solidarności mogą „szybko zamienić się w żądania grupowego myślenia, co utrudnia wyrażanie niuansów”.
Charlie Hebdo „nie miał wyboru” na okładce Mohammeda
Nietolerancja wywołała tę gwałtowną reakcję
W czym Dzienna bestia opisuje jako „podejrzaną” odpowiedź, Bill Donohue, przewodniczący Ligi Katolickiej, mówi, że sympatyzuje z muzułmanami, którzy byli źli z powodu przedstawienia Mahometa przez Charlie Hebdo. Donohue „jednoznacznie” potępia zabijanie jako odpowiedź na zniewagę, ale twierdzi, że „nie powinniśmy tolerować tego rodzaju nietolerancji, która wywołała tę gwałtowną reakcję”. Charlie Hebdo miał „długą i obrzydliwą historię wychodzenia poza zwykłe wyśmiewanie osób publicznych”, mówi. „To, co jednoczy muzułmanów w ich gniewie na Charlie Hebdo, to wulgarny sposób przedstawiania Mahometa. To, czemu się sprzeciwiają, to celowe obrażanie się przez wiele lat. W tym aspekcie całkowicie się z nimi zgadzam”.
Hipokryzja „mowy nienawiści”
Po pierwsze, mówi David Brooks w New York Times , dla większości z nas stwierdzenie „Je suis Charlie Hebdo” jest „niedokładne”, ponieważ „większość z nas nie angażuje się w celowo obraźliwy humor, w którym specjalizuje się ta gazeta”. Po drugie, mówi Brooks, atak w Paryżu podkreśla obłudne podejście Stanów Zjednoczonych do swoich kontrowersyjnych postaci, prowokatorów i satyryków. „Wielu ludzi szybko „lwiczy” tych, którzy obrażają islamskich terrorystów, ale są o wiele mniej tolerancyjni wobec tych, którzy obrażają własne poglądy w kraju – mówi. Brooks wskazuje na tłumienie mowy i lekceważenie mówców o kontrowersyjnych poglądach i sugeruje, że gdyby „Charlie Hebdo” został opublikowany na jakimkolwiek amerykańskim kampusie uniwersyteckim, zostałby natychmiast oskarżony o mowę nienawiści i zamknięty.
„Pętanie ekstremistów nie jest odważnie wyzywające”
W serii wewnętrznych wiadomości e-mail wyciekły do Przegląd Krajowy , angielski redaktor Al Jazeera Salah-Aldeen Khadr i reporter Mohamed Vall Salem wyjaśnili, dlaczego nie są „Charlie”. W e-mailu obejmującym cały personel Khadr napisał: „Obrona wolności wypowiedzi w obliczu ucisku to jedno; naleganie na prawo do bycia nieprzyjemnym i obraźliwym tylko dlatego, że możesz, jest infantylne. Dręczenie ekstremistów nie jest odważnie wyzywające, kiedy sposób, w jaki to robisz, ma większe znaczenie w obrażaniu milionów umiarkowanych ludzi. Salem powiedział, że jego zdaniem to, co zrobił Charlie Hebdo, nie było wolnością słowa, ale nadużyciem wolności słowa. „Nie chodzi o to, co powiedział rysunek, chodziło o to, jak to powiedzieli” – powiedział. „Potępiam te ohydne zabójstwa, ale NIE JESTEM CHARLIE”.
Nie jestem wystarczająco odważny
Robert Shrimsley w Czasy finansowe mówi, że emocjonalnie i moralnie popiera mem, ale że on i prawie wszyscy deklarujący swoją solidarność nie są Charliem, bo po prostu brakuje im odwagi. Przywódcy „Charlie Hebdo” byli „irytująco, niedorzecznie i – w świetle ich barbarzyńskiego końca – lekkomyślnie odważni”, gotowi przeciwstawić się prawdziwym groźbom śmierci i atakom bomb zapalających, mówi Shrimsley. Mówi, że dziennikarze przemierzający najniebezpieczniejsze miejsca na świecie mogliby pochwalić się odwagą bycia Charliem. „Ale reszta z nas, jak ja, którzy siedzimy bezpiecznie w biurze w Europie Zachodniej – lub wszyscy w innych zawodach, którzy nigdy nie rozważaliby podejmowania takiego ryzyka, jakie podejmowali codziennie francuscy dziennikarze – nie jesteśmy Charliem. Cieszymy się tylko, że ktoś miał odwagę być.
Podchwytliwej kwestii nie da się sprowadzić do sloganu
Simon Kelner w Niezależny mówi, że czuje niepokój w związku ze sposobem, w jaki jeden z „najbardziej skomplikowanych i niepokojących problemów” naszego dzisiejszego świata został zredukowany do „pustego wyrazu”, co powstrzymuje ludzi od myślenia o tym, co się dzieje. Kelner pyta, czy tak bardzo popieralibyśmy Charlie Hebdo, gdyby była to publikacja skrajnie prawicowa. „Czy zrobilibyśmy małe broszki do noszenia na naszych smokingach podczas ceremonii rozdania nagród w Hollywood? Oczywiście nie. Jednak prawo do wolności słowa jest niepodzielne, a faszyści muszą mieć tyle samo wolności, co reszta z nas”. Mówi, że to „trudna i skomplikowana” sytuacja, na którą nie ma łatwych odpowiedzi. – I z pewnością nie da się go zredukować do hashtagu.
Wolność słowa nie jest zwykłym dobrem
ten Wieczorny Standard Sam Leith twierdzi, że wykorzystujemy śmierć w Paryżu, aby cieszyć się „miłymi, samopotwierdzającymi, zasadniczo infantylnymi wakacjami od trudności”. Wolność słowa w żadnym wypadku nie jest „prostym dobrem”, mówi Leith. „Mowa jest de iure pod wieloma względami niewolna: zakazy zniesławienia i fałszywej reklamy; ochrona praw autorskich; ustawy przeciwko podżeganiu do przemocy i „mowie nienawiści”. Jest też de facto skrócony, a nawet autocenzura sprowadza się niekiedy do dobrych manier. „Prawo może nie powstrzymać mnie od nazywania cię czarnuchem, ale to nie znaczy, że w ten sposób zajmuję ważne stanowisko w obronie wolności”. A z prośbami MI5 o więcej uprawnień do inwazyjnego nadzoru, czy ludzie będą zmuszeni do większej ochrony w swojej prywatnej komunikacji? „Nous ne sommes pas Charlie”, mówi Leith, „i upieranie się nie sprawi, że tak się stanie”.