Recenzja Gran Meliá Arusha: znacznie więcej niż przystanek

Arusha wita Cię w Genewie Afryki, czyta tabliczkę witającą przyloty na lokalnym lotnisku miasta – zapasową kolekcję budynków i pas startowy zapełniony prawie wyłącznie przez lekkie samoloty.
Trzecie miasto Tanzanii, Arusha, leży na imponującej górze Meru i w ostatnich dziesięcioleciach stało się czymś w rodzaju centrum dyplomatycznego. Niewiele jest tradycyjnego śródmieścia, zamiast tego niewyraźnie rozrastające się miasto, przerywane połaciami nieokiełznanej zieleni lub schludnych plantacji kawy – prawie półmilionowa populacja miasta, która wydaje się istnieć w rodzaju hałaśliwego staccato.
Tam, gdzie jest aktywność, jest szalona, a stragany i witryny sklepowe wspinają się na siebie, rywalizując o uwagę. Główne drogi to układanka osaczonych pojazdów, a wszelkie wolne miejsca są szybko zapełniane przez odważnych przechodniów, którzy mają nadzieję zrobić przerwę na chodnik naprzeciwko.
Dla niewtajemniczonych wtedy Gran Meliá Arusha jest niespodzianką. W murach rozległego kompleksu dźwięk rogów ustępuje miejsca śpiewowi ptaków, podczas gdy we wnętrzach płyty z polerowanego marmuru są wyraźnym odejściem od ulic miasta; tragarze są godni pozazdroszczenia bez zagnieceń – szczególnie w porównaniu z nowymi przybyszami długodystansowymi – a szerokie atrium stwarza poczucie skali i otwartości.

Nieruchomość ma 171 sypialni i chociaż jest ogólnie luksusowa, na szczęście nie jest to odmiana bez charakteru. Afrykańskie nadruki znajdują się w ostrożnych dawkach, od worków na pranie po zewnętrzne kosze w łazience – nieoczekiwany punkt rozmów wśród gości, mówi zespół hotelu. Projekt jest wyraźnie zakorzeniony w lokalizacji, ale równie dobrze widać atmosferę internacjonalizmu w rozpoznawalnym, nieskomplikowanym stylu, który zwykle mówi „5 gwiazdek”, niezależnie od tego, gdzie się znajdujesz.
Jako marka Meliá Hotels umieszcza swoje wartości społeczne i środowiskowe centralnie w swoim przekazie i orzeźwiające jest widzieć ten manifest w szczegółach, a także w szerszym zasięgu korporacyjnym. W pokojach znajdują się ołówki wykonane z przetworzonych gazet, drewniane szczoteczki do zębów i bambusowe słomki; trudno jest znaleźć wiele rzeczy, które należą do przerażającej kategorii jednorazowego użytku. Woda jest dostarczana w szklanych karafkach i butelkowana w hotelowej fabryce wody, która dba o zrównoważony rozwój. Nawet kielichy do picia zawierają historię, stworzoną w pobliskiej Shanga, przedsiębiorstwie społecznym zatrudniającym niepełnosprawnych Tanzańczyków. To inspirujący projekt, wart odwiedzenia i godny pochwały odbiorca niektórych z tych szylingów turystycznych.
Dla osób przebywających na RedLevel, na piętrach executive, dostępny jest ekskluzywny salon oraz usługa lokaja. Pierwsza z nich jest idealna dla osób pracujących w podróży, a druga to wyższy poziom usług w hotelu, który już wyróżnia się, jeśli chodzi o interakcje międzyludzkie.
Poza przestronnymi pokojami, oczywiście, znajduje się rozległy kompleks i chociaż wspaniałe spa, siłownia i basen są zdecydowanie godne pochwały, to własna plantacja herbaty i kawy Gran Meliá, a także kompaktowa miejska farma, które mogą się wyróżniać elementy i daleko od typowej taryfy hotelowej. To wszystko sprawia, że mamy poczucie zamkniętego ekosystemu, w którym głowy na poduszkach są tylko częścią – chociaż wybór poduszek jest przewidziany dla tych, którzy dokładnie wiedzą, czego chcą na dobry sen.

Fakt, że hotel uprawia wiele własnych produktów, w pewien sposób tłumaczy jakość oferty restauracyjnej. Karmienie to rzecz oczywista, ale satysfakcja już nie, a Gran Meliá Arusha robi wrażenie. Szef kuchni Kevin Marchetti dołączył do zespołu po prawie dziesięciu latach spędzonych w Azji i jego doświadczeniu w pracy w regionie z solidnymi i dynamicznymi pokazami kultury kulinarnej.
Nie ma ukrywania tanzańskiej kuchni pod buszlem – lub czymkolwiek może być jej lokalny odpowiednik – jest ona obficie prezentowana wszędzie, od śniadania po menu na kolację; od mocnej smażonej ryby dagaa po karmelizowany matoke, bliski brat babki i szokująco uzależniający. Wyrafinowana indyjska knajpka dodaje trochę urozmaicenia, ale jeśli chodzi o otoczenie, miejsce na dachu jest trudne do dopasowania.
Z górą Meru z jednej strony i kołyszącym się, porośniętym drzewami krajobrazem z drugiej, gdy bursztynowy zmierzch wybucha, a mgła opada, jest tak blisko Goryle we mgle widok, jakiego można by się spodziewać po szykownym miejskim hotelu – kieliszek koktajlowy w dłoni.
Zaledwie godzinę jazdy od międzynarodowego lotniska Kilimandżaro i 20 minut od lokalnego pasa, Arusha jest czasami uważana za miasto-bramę i chociaż stanowi punkt wypadowy do wędrówek na najwyższy szczyt Afryki lub safari w Serengeti , jest też przyzwoity wachlarz działań na wyciągnięcie ręki. Wiele z nich można zorganizować bezpośrednio w hotelu, na przykład dramatyczny przelot Kili z Ruka Africa, wycieczka na targ Masajów lub zwiedzanie plantacji kawy Kimemo. Mając to na uwadze, porównanie do Genewy wydaje się odrobinę nietrafione – nie jest aż tak nudne.
Zatrzymaj się w Gran Meliá Arusha od 260 USD (198 GBP). www.melia.pl . +255 746 981 893