Plaga wysokiej inflacji
Gospodarki zachodnie od dziesięcioleci nie borykają się z gwałtownie rosnącymi wskaźnikami inflacji. Czy to się zmieni?

Ogólny pogląd na Bank Anglii w Londynie
NIKLAS HALLE'N/AFP przez Getty Images
Liczby mówią same za siebie. Inflacja – ogólne tempo wzrostu cen towarów i usług w gospodarce – znacznie skoczyła w tym roku.
W Stanach Zjednoczonych inflacja cen konsumpcyjnych osiągnęła w czerwcu 5,4%, najwyższy wskaźnik od ponad dekady; Bank Anglii spodziewa się, że indeks cen towarów i usług konsumpcyjnych w Wielkiej Brytanii osiągnie do końca roku 4%, czyli dwukrotnie więcej niż cel 2%.
Wielka debata dotyczy tego, czy ten skok wynika z nadzwyczajnej przerwy spowodowanej pandemią, a zatem, w kojącym terminie preferowanym przez bankierów centralnych, jest przejściowy; czy też zapowiada coś bardziej lepkiego i problematycznego. Konsensus nadal sprzyja pierwszemu. Jednak niektórzy ekonomiści uważają, że osiągnęliśmy historyczny punkt zwrotny: powraca plaga głęboko zakorzenionej inflacji.
Co powoduje inflację?
Wynika to zwykle ze wzrostu kosztów produkcji, takich jak surowce czy płace (tzw. inflacja popychająca koszty); lub wzrost popytu na produkty lub usługi (inflacja przyciągająca popyt). Widzieliśmy oba w akcji podczas pandemii.
Trzecią ważną przyczyną – oficjalnie wrzuconą do przedziału popytu i przyciągania – jest wzrost ogólnej podaży pieniądza: kiedy banki centralne drukują więcej pieniądza, dosłownie lub poprzez luzowanie ilościowe, albo stosują inne formy stymulacji; lub gdy banki zdecydują się pożyczyć więcej gotówki.
Psychologia też odgrywa pewną rolę. Oczekiwania na wyższą inflację same w sobie są inflacyjne, ponieważ wpisują się w spiralę, w której wzrasta popyt (kupuj teraz, zanim cena wzrośnie!), wywierając presję na wzrost płac, aby utrzymać poziom życia. Dlatego tak trudno jest okiełznać inflację po wyjęciu z butelki.
Co sprawia, że inflacja jest tak przerażająca?
Wymykająca się spod kontroli inflacja niszczy siłę nabywczą, niszczy oszczędności i najczęściej dotyka najbiedniejszych. A kiedy nadejdzie katastrofa hiperinflacji (kiedy ceny rosną w tempie 1000% lub więcej rocznie) może zubożyć obywateli i zniszczyć gospodarki.
Jednak nawet dwucyfrowa inflacja, powszechna w powojennych krajach zachodnich, stanowiła poważne zagrożenie dla zdrowia gospodarczego – zwłaszcza gdy w połączeniu ze stagnacją wzrostu stworzyła wyniszczający stan znany jako stagflacja.
Jak udało się oswoić tę sytuację?
Poprzez trudną kombinację wysokich stóp procentowych i monetaryzmu – praktyki kontrolowania podaży pieniądza – której najgorętszym orędownikiem był amerykański ekonomista Milton Friedman, a którą we wczesnych latach osiemdziesiątych przyjęły rządy Reagana i Thatcher.

Milton Friedman na zdjęciu ze swoją żoną Rose May podczas imprezy w Białym Domu w 2002 roku
Alex Wong/Getty Images
Dużą ceną, jaką zapłacono, była głęboka recesja. Friedman utrzymywał kontrowersyjnie, że inflacja jest zawsze i wszędzie zjawiskiem monetarnym. Pogląd ten jednak wyszedł z mody.
Rzeczywiście, oswajanie inflacji w bogatych gospodarkach od lat 80. jest obecnie częściej przypisywane siłom strukturalnym obniżającym ceny po stronie podażowej – zwłaszcza wpływowi rewolucji technologicznej i globalizacji, które doprowadziły do ogromnego transferu produkcji towarów. od gospodarek o wysokich płacach po terytoria takie jak Chiny i Europa Wschodnia.
Czy rosnące ceny są kiedykolwiek dobrą wiadomością?
Jak wskazuje były główny ekonomista MFW Kenneth Rogoff, niewielka inflacja nie jest niczym złym: jest oznaką zdrowo rozwijającej się gospodarki i zachęca do zaciągania pożyczek i wydatków – jeden z powodów, dla których Bank Anglii, podobnie jak inne banki centralne, ustanawia cel 2%. Jest to uważane za idealne miejsce, ponieważ wystarczy, aby zmniejszyć ryzyko, że kryzys gospodarczy może wywołać spiralę deflacyjną, w której spadają ceny, płace i wydatki.
Jeszcze trudniej jest zwalczyć deflację niż inflację. Przykładem jest Japonia, która zmaga się z tym od trzech dekad. W rzeczywistości od czasu kryzysu finansowego z 2008 r. deflacja jest dominującym paradygmatem w bogatych krajach na całym świecie; nawet tryliony stymulującego luzowania ilościowego i superniskie lub ujemne stopy procentowe nie zdołały go zmienić.
Wielu ekonomistów nadal wierzy, że pomimo inflacyjnego spadku pandemii, ten stan rzeczy może trwać dziesięciolecia.
Czy spodziewano się, że pandemia będzie inflacyjna?
Nie. W głębi kryzysu Covid w 2020 roku nikt nie przewidział gwałtownego tempa tegorocznego ożywienia. Nawet na przełomie roku Bank Anglii wciąż rozważał perspektywę ujemnych stóp procentowych w celu pobudzenia gospodarki.
Jednak po spadku o prawie 10% w 2020 r. (największy spadek od ponad 300 lat), oczekuje się, że brytyjska gospodarka wzrośnie w tym roku o 7%. Inflacja złapała windę na jazdę.
Zamknięci w zamknięciu konsumenci, wspierani przez rządowe wsparcie i oszczędności, rzucali się na dobra trwałe, takie jak ubrania, samochody i urządzenia, zwiększając presję na zakłócony globalny łańcuch dostaw. Ponowne otwarcie przyniosło burzę stłumionego popytu na usługi.
Bary, restauracje i fryzjerzy podnieśli ceny, aby zrekompensować straty po zamknięciu i zrekompensować wyższe koszty, podczas gdy tragiczny niedobór pracowników spowodował wzrost płac.

JUSTIN TALLIS/AFP przez Getty Images
Czy to tylko chwilowy wybuch?
Prawdopodobnie, mówi ekonomista Kallum Pickering z Berenberg Bank. Jednak ostrzeżenie z historii jest jasne: wszystkie okresy utrzymującej się wysokiej inflacji wydają się początkowo tymczasowe.
Monetaryści twierdzą, że ogromny wzrost podaży pieniądza, jaki wywoła luzowanie ilościowe, z pewnością powie: ilość pieniądza w obiegu (według kluczowej miary M2) rośnie w Stanach Zjednoczonych w tempie ponad 20% w ujęciu rocznym od lutego 2020 r., najszybciej od lata czterdzieste.
Jedno pytanie brzmi: czy siły dezinflacyjne minionych dziesięcioleci są rozgrywane: globalizacja jest wycofywana, gdy gospodarki zachodnie zmniejszają zależność od Chin; ludzie w gospodarkach rozwiniętych starzeją się i mogą wydawać mniej.
Roger Bootle, ekonomista, który 25 lat temu ogłosił śmierć inflacji, ostrzega również, że dążenie do zerowej emisji netto przyniesie całą serię kosztów i podwyżek cen.