Dan Hodges, Ed Miliband i odrobina walki klasowej
Bloger Telegraph wpada w balistykę nad nową partyjną parodią Partii Pracy. Czy ma rację?

Obrazy Getty
CZY bloger polityczny „Daily Telegraph” Dan Hodges – były pracownik Partii Pracy, uber-Blairite i syn aktorki filmowej Glendy Jackson – zwariował lub poniósł poważną porażkę w zakresie poczucia humoru? A może położył palec na trosce trapiącej niektórych zwolenników Partii Pracy – że bez względu na to, co sugerują sondaże, Ed Miliband nie wygra w wyborach powszechnych w 2015 roku?
W swoim najnowszym Kolumna telegraficzna , Hodges ma na celu nową transmisję polityczną Partii Pracy, która zostanie przesłana na YouTube w tym tygodniu. Hodges nie tylko tego nienawidzi – uważa, że to dowód na to, że grając kartą klasową, Partia Pracy odrzuca szansę na zwycięstwo w maju przyszłego roku.
Przedmiotem gniewu Hodgesa jest trzyminutowy czarno-biały film pod tytulem Niewiarygodny kurczący się człowiek która celuje – bezlitośnie, jeśli nie zawsze przezabawnie – liderowi partii Lib Dem. Jest ustawiony przy stole gabinetu, gdzie „Nick Clegg” jest stopniowo bity do uległości przez zastraszającego „Dawida Camerona” przed hurrahami innych ministrów torysowskich z nosem toffi.
„Clegg” stopniowo się kurczy – zupełnie jak Grant Williams w filmie science fiction z 1957 roku Niesamowity kurczący się człowiek - dopóki nie stanie się postacią wielkości lalki, pozostawioną samemu sobie, by walczyć z gigantycznym kotem z Downing Street.
Dostajesz obraz. Jak wiele parodii, nie jest tak zabawny, jak myśleli jego twórcy, ale nie jest że źle też i, przynajmniej na jednym poziomie, spełnia swoje zadanie – czyli (a) o czym mówi się (ile audycji politycznych partii to osiąga?) i (b) atakuje zniechęconych wyborców Lib Dem, wyśmiewając ich przywódcę jako mężczyznę który porzucił swoje zasady (opłaty za naukę itp.) na rzecz dzielenia się władzą z torysami.
Ale Hodges nie jest pod wrażeniem. Pisze, że nie chodzi tylko o niedorzeczną karykaturę konserwatystów – w tym o nieuzasadnioną wykopaliska pod zmarłą baronową Thatcher. Albo infantylny portret Nicka Clegga. Albo o tym, że stara się traktować elektorat tak, jakby chichotali dzieci w wieku szkolnym.
Dowodzi to niezbicie, że Partia Pracy nie myśli już poważnie o wygraniu kolejnych wyborów. Nie ma poważnej strategii ani poważnej polityki, ani żadnego zamiaru przekonania narodu, że poważnie podchodzi do rządzenia.
Zamiast tego ludzie, którzy ją prowadzą – lub udają, że ją prowadzą – grają w grę. Żyją w pobłażliwej studenckiej fantazji, w której przybierają pozy, wykrzykują slogany i krzyczą „Toff!” za każdym przechodzącym torysem, którego zobaczą.
Konkluduje: Partia Pracy wysłała jasny komunikat. „Po prostu nie jesteśmy poważną partią rządu”.
Pocisk balistyczny Hodgesa nie pojawia się znikąd. Jest w pełni zaangażowanym Blairytem, który chciał, aby to David nie Ed Miliband przewodził Partii Pracy i od dawna twierdzi, że Ed obiera kurs zbyt daleko w lewo.
Nie jest to też pierwszy raz, kiedy pokazał swoją dezaprobatę wobec ludzi, którzy bezinteresownie rzucają się na Thatcher. Pojawiło się to rok temu, kiedy wezwał backbenchers Partii Pracy do okazania szacunku na specjalnej sesji Parlamentu po jej śmierci.
Ale Glenda Jackson - gwiazda Dotyk klasy oraz Kobiety w miłości a od 1992 r. posłanka Partii Pracy w Hampstead – całkowicie zignorowała radę syna i wygłosiła przemówienie, w którym skrytykowała Thatcher za traktowanie wad jako cnoty i nazwała ją kobietą, ale nie na moich warunkach.
Następnego dnia Hodges napisał bardzo wzruszające kolumna co się zaczęło, próbowałam cię ostrzec, mamo. Naprawdę to zrobiłem… a jednak doszedłem do wniosku: myślę, że Izba Gmin zebrała się w środę, aby uhonorować kobietę z przekonaniem. I czy ci się to podoba, czy nie, kobieta z przekonaniem była tym, co musiał zobaczyć.
Czy okaże taką samą pokorę, jeśli Team Miliband udowodni mu, że się myli w sprawie nadchodzących wyborów powszechnych?
Być może nie będziemy musieli długo czekać, aby odkryć, czy Hodges jest na dobrej drodze. Za dwa tygodnie zostanie opublikowana ostatnia megapopulacja marginalnych mandatów na zlecenie Michaela Ashcrofta, torysowskiego rówieśnika. Dla ankietowanych anoraków jest to tak samo interesujące, jak wyniki wyborów lokalnych czy unijnych, które mają się odbyć w ten sam weekend.
Ostatni taki sondaż Lorda Ashcrofta, przeprowadzony we wrześniu 2013 r., pokazał, że Partia Pracy cieszy się 8,5-procentową zmianą na marginesie, w porównaniu z 6-procentową zmianą w całym kraju – wystarczającą, aby zagwarantować Milibandowi zwycięstwo o 70 lub więcej mandatów.
Niedawne sondaże krajowe były jednak znacznie mniej pozytywne dla Partii Pracy: Miesięczny agregat Populus pokazuje, że przewaga Partii Pracy stopniowo spada – głównie z powodu spowolnienia niezadowolonych wyborców Lib Dem, którzy twierdzą, że przejdą na Partię Pracy. (Stąd partyjna polityczna Partii Pracy.)
Jeśli nowy sondaż Ashcrofta wykaże podobny spadek liczby zwolenników Lib Dem do Partii Pracy na bardzo ważnych marginesach, wzmocni to argument Hodgesa, że zespół Miliband musi zrobić o wiele więcej, aby zapewnić sobie zwycięstwo, niż publikować śmieszne filmy.
Jak Mike Smithson z Zakłady polityczne mówi, że Partia Pracy zyskała bardzo mało nowego poparcia ze strony jakiejkolwiek grupy innej niż ta, która głosowała na Lib Dem cztery lata temu. Pracy bardzo potrzebuje tych zniechęconych Lib Dems: Zarządzanie tym jest najważniejszym zadaniem dla Pracy, jeśli chcą wrócić do władzy.