Paryski marsz pierwszomajowy przeradza się w przemoc w okresie poprzedzającym wybory
Sześciu funkcjonariuszy policji zostało rannych po konfrontacji ze 150 „profesjonalnymi wandalami” uzbrojonymi w koktajle Mołotowa

Demonstranci konfrontują się z policją w Paryżu podczas dorocznego marszu robotników w maju
Jeff J Mitchell/Getty Images
Doroczny marsz związkowy w Paryżu, który odbył się w maju, przekształcił się wczoraj w gwałtowne starcia między policją a protestującymi, gdy napięcie we Francji narosło podczas wyboru kolejnego prezydenta.
Sześć policjantów zamieszek zostało rannych w wyniku starć z około 150 osobami uzbrojonymi w kije, kamienie i koktajle Mołotowa. Jeden otrzymał poparzenia III stopnia dłoni i twarzy, a drugi został ranny w rękę od granatu kłującego. Do kierowania protestami wezwano ponad 9000 uzbrojonych policjantów i żołnierzy.
Według Codzienny Telegraf , głośne eksplozje, najwyraźniej z dużych petard, były słyszane w całym Paryżu, podczas gdy policja otoczyła i użyła gazu łzawiącego w stosunku do 150-osobowej grupy, która miotała bombami zapalającymi i pociskami.
Minister spraw wewnętrznych Matthias Fekl potępił protestujących jako „profesjonalnych wandali”, którzy przybyli „zranić i zabić funkcjonariuszy policji”.
Policja poinformowała, że około 142 000 osób wzięło udział w marszach pierwszomajowych w całym kraju. Wielu wykorzystało celebrację praw pracowniczych, by zaprotestować przeciwko Marine Le Pen, skrajnie prawicowej kandydatce na prezydenta, która zmierzy się łeb w łeb z Emmanuelem Macronem w ostatecznym głosowaniu prezydenckim 7 maja.
Po raz pierwszy w historii żadna z dwóch głównych partii, socjalistów ani republikanów, nie weźmie udziału w ostatniej turze wyborów.
Przeciwnicy prezydentury Le Pen zastanawiają się, czy zagłosować na ślepo, wstrzymać się, czy zagłosować na Macrona, podział widoczny w poniedziałek. Opiekun mówi. „Jeszcze przed przemocą marsz poszedł w złym kierunku”, dodaje gazeta, w której dwa związki zawodowe odrywają się od głównej demonstracji rano, by zorganizować osobną demonstrację w stolicy.
Mówi się, że jeden sztandar związkowy głosił: „Ani zaraza, ani cholera” nad wyborem kandydatów, donosi Telegraph.