Ariel Sharon: czas na pochwałę czy zmierzenie się z brutalnymi faktami?
Gdy z Tel Awiwu ogłasza się śmierć Sharon, młodzi Izraelczycy patrzą w przyszłość, a nie w przeszłość

TO, że izraelski polityk, pośrednio odpowiedzialny za masakrę w 1982 r. setek palestyńskich i libańskich cywilów, powinien niemal stale relacjonować swój pogarszający się stan zdrowia i ostateczną śmierć podobną do tej, jaką otrzymał Nelson Mandela – jeśli spojrzy się na to, kto był sporządzanie raportów.
Pochwały i oceny opublikowane przez amerykańskie, brytyjskie i izraelskie media dla Ariela Sharona, człowieka, który z nastoletniego członka Haganah (siły paramilitarnej poprzedzającej armię izraelską) przeszedł na premiera (2001-2006) słowo „dziedzictwo” i wydaje się, że zamierza ważyć działania tego człowieka, aby ustalić, czy był on, ogólnie rzecz biorąc, siłą na rzecz pokoju, czy wojny.
Jego ponad 65 lat w służbie dla Izraela, zarówno na polu bitwy, jak iw Knesecie, pozostawia wiele do omówienia.
Nieuchronnie wiele zrobiono w jego ostatecznym wkładzie w historię Izraela – jego decyzji w 2005 r., cztery lata po objęciu urzędu premiera, przymusowego usunięcia prawie 10 000 nielegalnych izraelskich osadników ze Strefy Gazy.
Uznana za „szok” w świetle jego wcześniejszego jastrzębia, decyzja o pozbyciu się – na własnych warunkach – obszaru, który nigdy nie będzie częścią Izraela, w rzeczywistości idealnie pasowała do jego życiowego celu, jakim było wzmocnienie kraju.
Ale ten ostateczny akt polityczny, niespełna sześć miesięcy przed udarem, który wprawiłby go w śpiączkę na osiem lat, został przekształcony w coś więcej: przesadny rzut oka na to, co mogło się wydarzyć.
Liczni komentatorzy sugerowali, że wycofanie się z Gazy było początkiem nowego kierunku, że Szaron, znany również jako Buldożer, był w trakcie tworzenia bardziej elastycznej, pragmatycznej twarzy dla Izraela. Co mógł dalej osiągnąć? Nigdy się nie dowiemy i nigdy nie będziemy mogli.
Takie spekulacje, które służą tylko dalszemu lwieniu tak zwanego „Lwa Bożego” (nawet w ostatnich godzinach życia pisano o nim w biuletynach szpitalnych „ walczący jak lew ”) nie powinien stanowić części jego ostatecznego ważenia. Mamy więcej niż wystarczająco dużo faktów, aby kontynuować.
Podczas swojej krótkiej kadencji jako minister obrony nadzorował inwazję na Liban w 1982 r. i był pośrednio odpowiedzialny – przez izraelską komisję śledczą – za „niepodejmowanie odpowiednich środków w celu zapobieżenia rozlewowi krwi”, gdy siły libańskich chrześcijańskich falangistów wkroczyły do Sabra i Szatila obozy dla uchodźców w Bejrucie i zmasakrowali tysiące Palestyńczyków i libańskich szyitów.
Ku wściekłości Sharon komisja zażądała jego rezygnacji; trzeba było śmierci protestującego podczas marszu Pokoju Teraz, by zmusić go do ustąpienia.
I pomimo jego ostatecznego zwrotu w kwestii obecności Izraela w Gazie, jest nierozerwalnie związany z narodzinami izraelskiego ruchu osadniczego w latach 70. i 80. XX wieku.
Podczas swojej kadencji jako minister rolnictwa (1977-1981) pod rządami premiera Menachema Begina, Szaron był zdecydowanym orędownikiem prawicowej działalności Gusz Enumina, która dążyła – niezależnie od legalności – do osiedlania ludności żydowskiej na okupowanych terytoriach palestyńskich, ziemia, którą wierzyli, że dał im Bóg.
Nawet jego osławiona kariera wojskowa ma swoje plamy. Jako 25-letni dowódca jednostki sił specjalnych 101 poprowadził odwetowy atak na wioskę Qibya w październiku 1953 roku. Dokument Rady Bezpieczeństwa ONZ na temat relacji z incydentu: Wszyscy mieszkańcy mieszkań zostali zamordowani z bliskiej odległości. W sumie było 66 niewinnych ofiar, w większości kobiety i dzieci.
Oczywiście w Izraelu większość tych faktów jest dobrze znana. Jednak dzięki nieustannym relacjom zachodnich mediów z jego biuletynów na łożu śmierci można by wybaczyć założenie, że Sharon i jego dziedzictwo były dominującymi tematami rozmów wśród Izraelczyków w ostatnich tygodniach. Jest to jednak kolejne zachodnie wypaczenie: stopień, w jakim jego śmierć odbije się echem w Izraelu.
Rozmawiając online z młodymi przyjaciółmi w Izraelu, wszyscy przyznali, że śledzili wiadomości o jego pogarszającym się stanie zdrowia, ale powiedzieli, że nie mają żadnych szczególnych przemyśleń ani na temat mężczyzny, ani jego śmierci po ośmiu latach wegetacji.
„Nikogo to tak naprawdę nie obchodzi, to tylko media” – powiedział mi Omer, dwudziestokilkuletni Izraelczyk, na kilka dni przed ogłoszeniem jego śmierci w sobotę. „Kiedy otwieram gazetę, jest wszędzie, ale kiedy otwieram Facebooka, nie ma nic. Tylko kilka dowcipów o tym, dlaczego on jeszcze żyje.
„I nie sądzę, żeby chodziło tylko o młodsze pokolenie, dużo starszych też. Nawet moich rodziców to nie obchodzi.
Nawet lwy nie mogą ryczeć zza grobu.