Anglia kontra Australia: Eddie Jones budzi śpiącego giganta
Trener australijski zmienia drużynę z pośmiewiska w zdobywców w niesamowitym pokazie w Melbourne

Chris Robshaw z Anglii biegnie z piłką podczas międzynarodowego meczu testowego z Australijczykami w Melbourne
David Rogers/Getty Images
By Gavina Mortimera
Dziewięć miesięcy temu angielskie rugby osiągnęło dno. Pobici przez Walię w tydzień, byli wtedy upokorzony przez Australię na Twickenham, drużyna 33-13 miażdżyła nie tylko najcięższą u siebie porażkę z Wallabies, ale także wynik, który wykluczył Anglię z własnego mundialu.
To był pierwszy. Nigdy w 28-letniej historii Mistrzostw Świata gospodarze nie zdołali wyjść z fazy grupowej. Anglia była pośmiewiskiem.
Nigdy więcej. W sobotę Anglia zaprezentowała zdumiewający pokaz, aby pokonać Australię po raz drugi w ciągu tygodnia i odnieść pierwsze w historii zwycięstwo w serii przeciwko jednemu z wielkich krajów południowej półkuli na własnym podwórku.
Transformacja nie była niczym zaskakującym i należy ją przypisać jednemu człowiekowi - nowemu trenerowi Eddie Jones.
Po klęsce w Pucharze Świata Związek Rugby Football wiedział, że musi działać. Zwolnili głównego trenera Stuarta Lancastera i wszystkich z nim związanych i sprowadzili Australijczyka.
Eddie Jones jest wszystkim, czym Lancaster nie był. To przede wszystkim światowej klasy trener, ale mówi wprost i zwięźle, unikając politycznie poprawnego biznesu, tak ukochanego przez swojego poprzednika. Jest także menedżerem par excellence, aw ciągu kilku miesięcy gracze, którzy wcześniej starali się zrobić duże wrażenie na arenie testowej, osiągnęli światową klasę.
W pierwszym wygranym teście z Australią w zeszłym tygodniu to James Haskell – długo wyśmiewany jako niewystarczająco dobry na tym poziomie – wygrał nagrodę dla mężczyzny meczu. W sobotnim, decydującym o serii zwycięstwie, to drugi flankujący, Chris Robshaw, został uznany za najlepszego gracza w swoim 50. występie w reprezentacji swojego kraju.
To zakończyło niezwykły zwrot w jego losach. Nikt nie poddał się takiej krytyce jak Robshaw po klęsce w mundialu – kiepski zawodnik i gorszy kapitan był powszechnym konsensusem, a kiedy Jones pozbawił 30-latka kapitana, nigdy nie spodziewano się, że zostanie zauważony w Znowu koszula Anglii.
Teraz nie tylko ma na sobie jeden, ale także gra w najlepsze rugby w swojej karierze jako niezastąpiony członek angielskiej paczki, która wprawiła w ruch opozycję w wygraniu Wielkiego Szlema w marcu i która teraz zmiażdżyła Australię.
Sobotnie zwycięstwo 23-7 – ósme z rzędu zwycięstwo Anglii pod wodzą Jonesa – zamknęło serię trzech meczów i wywołało wstrząs w świecie rugby.
Osiągnięto to dzięki defensywnemu występowi, który był niczym niezwykłym. Anglia wykonała ponad 200 wślizgów, trzy razy więcej niż ich przeciwnicy, i chociaż Australijczycy odrzucili kilka rzutów karnych w drugiej połowie, nigdy nie wymyślili kreatywności, by przebić się przez białą linię, która rozciągała się na boisku Melbourne.
Następnie, chłonąc falę po fali australijskich ataków, turyści mieli czelność w 75. minucie zdobyć szansę na ucieczkę, aby nadać linii wyniku połysk, który będzie ranił ich gospodarzy przez długi czas.
Przyszłość zapowiada jeszcze większy sukces, niezależnie od wyniku trzeciego i ostatniego testu, który odbędzie się w najbliższą sobotę. Chociaż Jones chce wybielić swoich rodaków, zdaje sobie również sprawę, że kilku z jego graczy zostało wydanych. Jak mogli nie być po swoich bohaterstwach w Melbourne? Oczekuje się więc, że wprowadzi kilka zmian, pozostawiając Haskellowi, Danowi Cole'owi, a może nawet kapitanowi, Dylanowi Hartleyowi. Ale wszyscy będą chcieli wyjechać jesienią, kiedy w Twickenham będą gościć RPA, Fidżi, Argentynę i Australię
Wygraj wszystkie z nich – a na podstawie swoich występów z ostatnich sześciu miesięcy powinni – a Anglia zostanie potwierdzona jako druga najlepsza drużyna na świecie.
Najlepsi są All Blacks i dopóki obaj się nie spotkają, Anglia pozostanie w ich cieniu. Niemniej jednak Nowozelandczycy będą zaniepokojeni tym, co zobaczyli w tym roku o Anglikach.
Przez dziesięciolecia Anglia była uważana za śpiących gigantów światowego rugby. Ale wybudzili się ze snu pod wodzą Clive'a Woodwarda, by wygrać Puchar Świata w 2003 roku. Gdy to zrobili, ułożyli się na kolejną długą drzemkę.
Teraz mała, twardogłowa Australia znów ich obudziła.