Recenzja Kahani: wyśmienita kuchnia indyjska w Chelsea?
W nowoczesnym menu bogatym w sezonowe produkty brytyjskie jest mnóstwo smaku i polotu

Indyjskie jedzenie było w podróży. Nie ten, który przywiózł go tutaj w pierwszej kolejności (co w niektórych przypadkach było dość krótkie: baltis i tikka masalas wyłoniły się z West Midlands, a nie z Zachodniego Bengalu), ale z nowszej – i bardziej konceptualnej – podróży. To się dzieje na świecie.
Tak, istnieją restauracje serwujące brytyjskim jadalnym ambitne, autentyczne indyjskie jedzenie od czasu założenia sklepu Veeraswamy'ego w centrum Londynu prawie sto lat temu, ale zawsze były one w mniejszości. Curry zwykle zajmowały niższy szczebel na kulinarnej drabinie, jako pocieszające owinięte folią dania na wynos lub piwo po pubie.
Być może dlatego w menu w Kahani, indyjskiej restauracji z wyższej półki, położonej kilka minut spacerem od Sloane Square, są tylko dwie z nich. A wieczór zaczyna się nie od kufli lagera, ale wymieszanych koktajli, gdy usadowiliśmy się na jasnoniebieskich, aksamitnych stołkach barowych.
Liczi i różowe martini dumnie powiewają pod indyjską flagą, ale moi negroni zawdzięczali więcej Shoreditchowi niż subkontynentowi. Podawany z kłębkiem dymu uwięzionym pod plasterkiem suszonej pomarańczy i gałązką mięty, należało go wypić niepewnie przez długi dziobek wznoszący się u podstawy kieliszka. Wszystko bardzo teatralne, ale nie bez celu: słodki dym z jabłoni unosił się przez dekorację, dodając słodko-gorzkiemu napojowi nowego wymiaru.
Wysławszy go trochę zbyt łatwo, zeskoczyłam z wysokiego stołka, póki jeszcze mogłam, i zajęliśmy nasz dobry stół, tuż obok kominka z ceglanym oparciem (u góry_. Nieco nie pasujące do nowoczesnego blasku i przepychu, Palenisko dodaje jednak charakteru temu, co mogłoby być przepastną jadalnią. Więcej niebieskiego aksamitu na eleganckich krzesłach z niskimi oparciami łagodzi twardy połysk, podobnie jak tapeta z rysunkami słoni i pawi.

Również kuchnia łączy w sobie wygodę i współczesność, wybierając znajome elementy z europejskiego i indyjskiego menu i prezentując je w orzeźwiających kombinacjach. Przykładem jest tikka z perliczki, podobnie jak kebaby z polędwicy wołowej marynowane w oleju truflowym i kminku. Najbardziej zaskakującym triumfem są jednak brokuły tandoori (poniżej), gęsty smak, który zdobędzie uznanie nawet najbardziej zagorzałego mięsożercy.
Nie żeby mięsożercy byli trudni do zrobienia. Mają piersi z kaczki Gressingham do ucztowania, kotlety jagnięce z Somerset doprawione kaszmirskim chilli lub dziczyznę w samosach lub podawane z truflami na naan. Na drugim końcu spektrum weganie mają dla siebie całe menu. Flexitarianie mogą mieszać i łączyć: menu zachęca do dzielenia się małymi talerzami, ale bardziej terytorialna kolacja może zdecydować się na tradycyjnie zdefiniowaną przystawkę i danie główne na jedno.
Byłoby nawet możliwe, jak sugerują niektóre materiały promocyjne, zdrowo jeść w Kahani, ale to oznaczałoby rezygnację z kurczaka w maśle, a naprawdę nie powinieneś rezygnować z kurczaka w maśle. Ani chleb naan nadziewany roztapiającym się gruyere, kolejna chwała integracji Eurasion, ani sernik malinowo-kardamonowy z pistacjami lub solonym karmelem kulfi.
Nie, to nie jest miejsce na wieczór pełen samozaparcia, ale jaka dobra restauracja chciałaby to być? To miejsce odpustu, świętowania urodzin, rocznicy czy promocji. Lub, jeśli żadna z tych rzeczy nie może być zaaranżowana, to miejsce, w którym uczci się wyniesienie wyśmienitego indyjskiego jedzenia na należne mu miejsce w panteonie kulinarnego Londynu.

Kahani, Londyn SW1, kahanirestaurants.com